sobota, 8 września 2012

PANNA COTTA JESIENIĄ

Dzisiejszy deser

Rok szkolny rozpoczęty!!! Fajnie jest wrócić do moich uczniów po dwumiesięcznej przerwie i zobaczyć jak się zmienili, wydorośleli i usłyszeć ich wakacyjne historie. Żal mi moich "starych" uczniów, których już nie ujrzałam, bo zaczęli naukę w nowych szkołach. Fajnie, że niektórzy odwiedzają i pamiętają... Na pocieszenie dostałam parę nowych grup - pierwszaków. Wydają się sympatyczni, ale wszystko się okaże wkrótce..

Początek tego roku szkolnego będzie kojarzył mi się nieodłącznie z przedszkolem.Niesamowicie się bałam, wręcz oczekiwałam jakiś dantejskich scen, spazmów i ryków, a okazało się, że mój syn ochoczo podrepatał do przedszkola.Bardzo się cieszę, bo mój mały świetnie się tam czuje  i chętnie do niego chodzi. Nawet troszke mi przykro czasami, bo zapomni dać mi buziaka na pożegnanie - pędzi za to jak na skrzydłach do swojej Pani Ewki lub Beatki. To rzeczywiście prawda, że z czasem najważniejszym autorytetem staje się jednak przysłowiowa "moja pani". 

Igor sprawdza, czy woda płynąca po tężniach jest słona

Dziś spędziliśmy sobotę razem - ja i mój synuś. Marcin szykował się do koncertu, a my pognaliśmy na rowerze do naszych ukochanych Solanek. Trzeba pooddychać świeżym, solankowym powietrzem, zwłaszcza, że Iguś ma katarek (coś zaczęło się przedszkole i wszechobecne zarazki atakują). I siedząc sobie na ławeczce, dotarło do mnie, ni stąd, ni zowąd, że kocham moje miasto. Kiedyś myślałam - Inowrocławiu  to dziura..., a dziś stwierdziłam, że to piękne miasto... i że świetnie mi się tu żyje. Byłabym szczęśliwsza oczywście, gdyby był tu np. teatr z prawdziwego zdarzenia, fajne koncerty, ale i bez tego da się żyć. A tu kilka fotek z moich dzisiejszych wojaży





Park solankowy jesienią


Widok na inowrocławskie tężnie z tarasu widokowego


Jak wróciliśmy, zachciało mi się czegoś dobrego, po "oblukaniu" lodówki okazało się, że mam tylko produkty na Panna Cottę. Polecam ten włoski deser zwany też gotowaną smietanką. Aby go zrobić potrzebujemy:
- pół litra kremówki
- 50 dkg cukru
- laska wanilii
- 1 1/2 łyżeczki żelatyny
- cukier puder
- truskawki (lub inne owoce)

 Śmietanę wlewamy do niedużego garnka, dodajemy cukier i laskę wanilii (wcześniej laskę wanilii należy przekroić wzdłuż i za pomocą noża wyciągnąć ziarenka). Powoli doprowadzamy śmietankę do zagotowania, a potem gotujemy na jak najmniejszym ogniu, często mieszając, przez 10min. Garnek ściągamy z pieca i wyławiamy laskę wanilii. Następnie gorącą śmietanę mieszamy dokładnie z żelatyną ( wcześniej namoczoną w dwóch łyżkach zimnej wody).

Okrągłe, małe foremki należy opłukać zimną wodą i rozlać gotową śmietanę. Poczekać, aż ostygnie i wstawić do lodówki na parę godzin, a najlepiej na noc. (Ciekawe, kto jest tak cierpliwy? Nie znam nikogo takiego.)

Aby wyciągnąć panna cottę, należy włożyć foremkę, po sam brzeg, na parę sekund do miski z gorącą wodą, kolejno ułożyć na foremce talerz i odwrócić do góry nogami.

Odłożyć parę truskawek do dekoracji, resztę zmiksować z cukrem pudrem. (Cukru dodać do smaku). Puree truskawkowe rozlać wkoło deseru. Udekorować odłożonymi truskawkami i zjeść ze smakiem. 
Następnym razem zaproponuję coś wytrawnego... za dużo tu słodkości. 

Moja Panna Cotta :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz