No i dopadło i mnie... leżę w łóżku... zakaszlana, zasmarkana i cierpiąca. Nie lubię listopada, bo ma dla mnie własnie takie niespodzianki. Aby rozproszyć ten ponury, listopadowy wieczór, rozgonić mgłę - mam dla Was trochę wspomnień z pięknej Turcji.
Pewnego wakacyjnego dnia wybraliśmy się do hotelowej restauracji "a la carte", aby spróbować prawdziwej, regionalnej kuchni tureckiej. Celowo wybraliśmy restaurację turecką (mieliśmy do wyboru jeszcze włoską, meksykańską i rybną), bo przecież będąc w Turcji należy spróbować ich regionalnych specjałów. Oto czym nas uraczono:
Jako przystawkę podano zestaw pysznych serów tureckich, przyprawionych czarnuszką:
Kolejna była zupa krem z soczewicy z delikatną nutą mięty:
Danie główne to oczywiście baranina - pyszna, soczysta, mięciutka i rozpływająca się w ustach, towarzyszyły jej grillowane warzywa oraz ryż:
Była też surówka z pomidora i ogórka zaprawiona aromatyzowaną oliwą:
A na koniec - to, co tygryski lubią najbardziej, czyli DESER. Ciastka tureckie ociekające syropem klonowym w towarzystwie lodów:
Do wszystkiego podano pyszne białe wino...
Kochani - chcę więcej takich kolacji :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz