Moja dziecięca miłość... kiedy wpadałam po
szkole do domu, rzucałam plecak na podłogę, a mama mówiła, że dziś pieczarkowa - wiedziałam, że to będzie cudowny dzień. Kiedy mam ochotę na zupę, zawsze gotuję
sobie pieczarkową na wywarze z kurczaka. Niestety tylko ja jestem jej
entuzjastką w moim domu - Szuler w ogóle nie przepada za zupami, chyba że w
kubku do popicia. Zupa to dla niego nie obiad, bo jak mówi - po pół godzinie
jest głodny. Igoras za to lubi tylko pomidorową, rosół i buraczkową. W ogóle
mnie to nie zniechęca... dziś gotuję pieczarkową, dołączycie?
Potrzeba:
a) wywar z kurczaka
b) opakowanie pieczarek z biedry
c) cebula
d) śmietana kwaśna
e) trochę oleju
f) koperek
Najpierw podam przepis na bulion/rosół/wywar - zwał jak zwał... jest on bazą prawie każdej mojej zupy:
a) odgotowuję kurczaka (udko/skrzydełka/porcja rosołowa - co wolicie), myję go
b) wrzucam do gara z wodą, marchewką, selerem i pietruszką
c) doprawiam „warzywkiem” lub inną „wegetą”
d) gotuję na malusieńkim ogniu aż już będzie dobry - nie pytajcie mnie ile, bo sama nie wiem... Po prostu po jakimś czasie stwierdzam, że wygląda mi na dobry ;)
Wracam jednak do pieczarkowej...najpierw podsmażam cebulkę pokrojoną w
pióra i pieczarki pokrojone w cieniutkie plastry, dodaję sól i pieprz
Wrzucam to do bulionu i chwile gotuję (ok
20 min), zaciągam śmietaną (uwaga, aby się nie zwarzyła),
Wyciągam marchewkę z zupy i duszę widelcem. Poduszona marchewka wraca do zupy. Koperek siekam drobniutko i
wrzucam do garnka. Pieczarkową serwuję z makaronem.
Ot i cala filozofia!!!! Smacznego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz