poniedziałek, 30 września 2013

Moich remontów ciąg dalszy...

Tak było
widok drugiej strony pokoju

Już dawno pisałam o naszych zmianach domowych po przeprowadzce... dziś przyszła pora na... no właśnie jak nazwać ten pokój. Salon to nie jest (nie te gabaryty), duży pokój (brzmi jakoś PRL-owsko) to może z racji mojego zawodu living room ;)

Oczywiście zmieniliśmy wszystko... panowie majstrowie (którzy nota bene strasznie chcieli nas oszukać i spartaczyli nam sufit) zeskrobali wszystko i na nowo położyli gładzie. Zdublowałam kolor z naszego starego mieszkania, bo bardzo mi się podobał i poza tym przenieśliśmy wszystkie meble więc wszystko ładnie pasowało. Kolor to Soczysta Gruszka.


Na zdjęciu poniżej widzicie jeszcze starą szafę z przedpokoju, która należała do poprzedniej włascicielki. Odziedziczył ją mój brat - stoi w jego maleńkiej kawalerce w przedpokoju. Szybko tez zmieniliśmy kaloryfery na nowoczesne, bo tamte pomarańczowe mnie po prostu "osłabiały". Z okien zniknęły również okropne metalowe żaluzje i pojawiły się czekoladowe rolety z delikatnym złotym wzorem kwiatowym.


Ponadto podłoga została zerwana. Tamta była słabej jakości i jakoś tak kiepsko położona. Wybraliśmy ciemne panele z widocznymi słojami. Zastanawiałam się, czy może na którejś ze ścian położyć jakąś fajną tapetę lub może fototapetę, kiedy z pomysłem pojawił się mój M. Stanął, któregoś dnia i stwierdził "Monia - tu będzie piaskowiec". Słowo się więc rzekło i oto na ścianie ,nazwanej przez mojego tatę tytułową, mamy piaskowiec. Uwielbiam go! Wieczorem ta ściana jest pięknie oświetlona przez halogenowe lampki umieszczone na stworzonym przez mojego tatę fragmencie obniżonego sufitu :)

Spójrzcie więc jak jest teraz.


widok na wejście do pokoju
nasza piaskowa ściana
widok z drugiej strony


Lubię wystawiać  różne durnostojki na parapecie... nie mam zbyt wiele miejsca, ale zawsze coś wcisnę. Kalendarz to must, kupiłam go w Pepco. Jest to uwielbiany przez mojego syna gadżet - niejednokrotnie okazuje się, że dziś jest np. 89 September. Ostatnio przybył nam bongos... - własność mojego syna. Przyjechał do niego aż z Egiptu - jest to prezent od  ojca chrzestnego i Martyny ( mam nadzieję już wkrótce jego żony).

ważne też są zdjęcia, często je zmieniam

Parepetowe przeszkadzajki i durnostojki

Na deser zostawiłam sobie trębacza... zakochałam sie w nim od pierwszego wejrzenia. Kupiłam go w prezencie naszym przyjaciołom. I kiedy już go wręczyłam, nie potrafiłam myśleć o niczym innym jak o tym, że w sklepie Home&You stoi jeszcze jeden i muszę zdążyć go kupić.... Ufff udało się





Nasz living room by night:





Do tej klimatycznej odsłony naszego pokoju, pasuje Tracy... tak więc słuchamy jej często:



A na koniec kolejny powód, aby polubić jesień - ORZECHY!!! Wiszą koło kaloryfera i suszą się, będę miała do ciast!!! Dziś przywiózł mi je tato z naszej działeczki...
















1 komentarz:

  1. bardzo ładny living room :-))) będę szukać takiego kalendarza w pepco :-))) mieliśmy w moim domu rodzinnym podobny:-)

    OdpowiedzUsuń