Rok temu w naszym domu stała choinka... w tym roku jeszcze jej nie ma, bo zdecydowaliśmy się na żywą. Już nie mogę się doczekać, kiedy przytargamy ją do domu i udekorujemy. W każdym razie, aby poczuć ducha i magię świat, poczyniliśmy już pewne kroki. Mamy parę nowych dekoracji, między innymi tego cudownego renifera w wersji glamour, który cudownie wpasował się w szary klimat naszego living roomu.
Co najważniejsze - wszystkie prezenty są już kupione, leżą głęboko w szafie i czekają na jakiś wolny wieczór (kiedy Igor będzie chrapał, a matka nie będzie musiała sprawdzać żadnych testów), aby dostać piękne opakowanie. W tym roku, podobnie jak w ubiegłym, stawiam na własnoręczne opakowanie. Precz gotowe torebki... kupimy szary papier i podejdziemy do tematu kreatywnie. Może uda nam się uzyskać taki efekt?
www.papierowyzakatek.blox.pl |
mountau.piszecomysle.pl |
Udało nam się również wysłać kartki świąteczne, które jak co roku trafią do różnych zakątków na świecie... lecą już do Macedonii, Turcji, Egiptu, Grecji.
No i najważniejsze - upiekliśmy z moim małym pierniczki. Było przy tym dużo radości i zabawy. Spędziliśmy pół dnia w kuchni, ale było warto. Tym bardziej, że śpiewał nam sam Michael Bubble ;-)
Pierniczki są od razu miękkie - nie są też bardzo słodkie, co jest oczywiście zaletą.
Jak już wspomniałam, zaczęłam powoli stroić dom - nie ma jeszcze zbyt wielu akcentów światecznych, bo musze zejść do piwnicy wygrzebać pudła z ozobami i lampionami. Zrobię to po weekendzie, bo teraz przebywam w Sopocie... Jestem na szkoleniu etwinningowym, ale o tym napiszę w następnym poście. Jest pracowicie i luksusowo, a dookoła mnie mnóstwo fajnych, pozytywnie zakręconych nauczycieli.
Zobaczcie tylko jak tu pięknie:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz